Czy chcemy tak naprawdę nic nie znaczy. Studia zaoczne MUSZĄ być płatne. Studenci zaoczni nadal są jednym z głównych źródeł finansowania uczelni i nie można im tego zabrać. Za jednego zaocznego taki UMK ma 3-5 x tyle kasy co za "zwykłego". Nie wspominając o tym, że pierwszoroczniacy dzienni są uczeni w ramach wolontariatu (nie ma za nich pieniążków z budżetu).
Wykładowca za to, że poświęca swój czas w soboty i w niedziele dostaje troszkę więcej, ale prawda jest taka, że przynajmniej w niektórych wyższych szkołach państwowych panuje naturalna selekcja: ci profesorowie, do których dzienni się nie zapisują z różnych względów, lub młodzi magistrzy i doktorzy lądują na zajęciach z zaocznymi. Żeby to za bardzo nie podpadło dorzuca się jednego z tych poważanych i lubianych i jest git. To co chcę przez to powiedzieć zmiana sposobu finansowania studiów zaocznych sprawiłaby, że ci ludzie niezbyt obdarzeni talentami pedagogicznymi dostali by mniej i być może zrezygnowaliby lub nie byłoby dla nich godzin dydaktycznych. Tak naprawdę kopa podwójnego dostałaby uczelnia, bo przecież jeśli ktoś nie ma talentu do przekazywania wiedzy nie znaczy, że jest nie publikuje prac z wysokim impact factorem.
Dalej: mamy kryzys i w przypadku UMK wygląda to tak: mamy lipiec(!) do tej pory uczelnia nie zobaczyła jeszcze ani złotówki od ministerstwa za ten rok. Mało tego nie zostały nawet podpisane zobowiązania! Gdyby nie było zaocznych zajęcia prawdopodobnie nie mogłyby się odbywać. Także dualizm źródeł finansowania jest jak widać niezbędny.
Jak to wygląda z mojej perspektywy: zaocznie jest ciężko. Zupełnie nie przekonuje mnie stwierdzenie: pracujesz, więc masz pieniądze. Niestety tak może i było kiedyś, a może i nie, w każdym razie teraz jest z tym coraz większy problem. Za auchańską pensje pewnie nie byłabym w stanie się utrzymać, co dopiero mówiąc o studiach, ale powiedzmy, że trafiła mi się robota za 2 x taką kasę, czy rozwiązuje to problem? Tak, ale tylko pod warunkiem, że utrzymuję się sama. Nie mam takiego komfortu i wiele innych osób również nie. Czy z tego powodu powinnam mieć studia za darmo? Nie. Nadal wolę płacić. Płacąc mam prawo wymagać żeby zajęcia się odbywały i żeby wykładowca poświęcał mi czas. Mam prawo wyrywać dla siebie wiedzę. Tak jak pisaliście to jest prawda: na dobrych dziennych wykładowcy sami wlewają ci wszystko do głowy, na zaocznych trzeba to sobie wyszarpać i samemu chłonąć. Dalej mam gwarancję, że nie zamkną mi kierunku w roku kończenia studiów itd. Dalej jeśli dobrze poszukać można sobie nieźle te opłaty poobniżać np nasza kochana unia zapewnia stypendia dla studentów ze wsi jak i dla tych których IF przekracza 4. Jeśli do tego dostałabym stypę na uczelni za dobre wyniki to okaże się, że wychodzę mocno na plus. Płacić po prostu mi się opłaca.