Skocz do zawartości

Przełom w Linuxie!


Przem0l

Recommended Posts

Miał być! Nawet tak mi się wydawało... Ale nie ma :P.

BTW: obrazki można powiększyć (wystarczy kliknąć).

Dołączona grafika

Na stronie http://www.ubuntu.com/getubuntu/download-wubi możliwość ściągnięcia instalatora Ubuntu pod Windows. Po prostu cacy. Jak widać na obrazku, zaczyna się poradnik jak to instalować. No proszę Was, przecież nie będę "zapoznawał się z dokumentacją techniczną" dotyczącą przeklikania instalatora pod Windowsem, w którego wklejam gały od 14 lat. Tym bardziej, jak się okazało, cały proces instalacji dotyczył tylko podania partycji docelowej, ilości poświęconego miejsca w GB i hasła admina. Czyli pokrótce: "h,3,a". Ot cały proces instalacji Linuxa.*1.

Wiecie ile instalował mi się ten system? Mniej niż wstaje mój XP. To był moment. Całość zamknęła się poniżej pół minuty. W zasadzie dla mnie to zadziwiająco długo, dlatego śmiałem twierdzić, że mam do czynienia z procesem instalacji. Podczas normalnego kopiowania takie pliki (700 MB) lecą mi na partycje RAMową "ot tak". Po prostu się pojawiają.

Dołączona grafika

Ale po kolei. Po ściągnięciu 64 bitowej wersji Ubuntu 9.1 odpalam instalatora a tam co widzę? "Instalacja wewnątrz Windows" oraz "disk performance is slightly reduced.". No tak - tego można się spodziewać po systemie pracującym wewnątrz innego systemu... mowa tu o przecież maszynie wirtualnej.

Maszyna wirtualna? Wow. Jeżeli tak miałoby być to przecież mamy małą rewolucję. Zamiast męczyć się na powolnym VMWare czy Virtual Boxie (na Microsoftowych szitach Linuxy w ogóle nie chodzą) dostajemy napisane środowisko specjalnie pod Ubuntu. Pod jeden system, jedno rozwiązanie co czyni tą maszynę wirtualną bardzo zoptymalizowaną... Pełen szacun dla producenta i społeczności tworzącej ten soft. *2

Dołączona grafika

W tym miejscu mój optymizm zaczął topnieć. Jaki reboot? Przecież wszystko się już zainstalowało... Ale ok, niech będzie. Może środowisko wirtualizacji musi odpalić procesy (co mnie dziwi bo wystarczy komenda "net start ___" ale ok, taki wypasiony soft pewnie bardziej wgryzł się w system). Poleciał reboot - podczas wyboru kochanych Windowsów pojawił się Ubuntu... heh, nie powinno go tam być, w końcu "Instalacja wewnątrz Windows" oznacza instalację wewnątrz Windows... Przynajmniej tak mi się wydaje...

Teoretycznie wystarczyło dać strzałkę w dół i wcisnąć Enter... ee tam - nie chciało mi się. Wolałem poczekać aż winzgroza raczy się podnieść, długo nic się nie będzie działo, potem zawirusowane usługi sieciowe się wysypią, pulpit odświeży się kilka razy i będę mógł odpalić to najnowsze Ubuntu.

Dołączona grafika

Część z Was zdążyła do tego przywyknąć: RAMDrive u mnie to podstawa bytu, dlatego wiecznie mam połowę RAMU na samiutkim starcie systemu "z głowy". 8 GB pamięci i kręcony Quad jak widać przydają się nawet w XP (64).

W końcu jak mam możliwość odpalenia systemu w XP to tym bardziej należy skorzystać z tej okazji. Pamiętacie ten cytat "disk performance is slightly reduced."? LOL. U mnie choćby takie VMWare jest "extremely boosted". Jak wiecie gdy korzystacie intensywniej z dysku to kolejne czynności dyskowe zwyczajnie mulą. Spróbujcie kopiować coś sporego (jeden plik lub drobnicę) żeby trochę to zajęło czasu. Pewnie szybko idzie, nie? To teraz dorzućcie jeszcze jakieś intensywne kopiowanie... co? Proces wydłużył się nieliniowo (2x) ale znacznie bardziej? Życie - takie są uroki posiadana HDD, czyli mówiąc krótko: igły. SSD nie ma już takich problemów, ale dyski w RAMie ... tym bardziej. Moja partycja osiąga transfery ok 4.2 GB/s czyli ok 33.6 Gbit/s (HD Tune) i to nie w burście ale w zapisie. Na Phenomie 2 byłoby znacznie lepiej (już moje testy na Athlonie X2 miażdżą C2Q)... ale to i tak mi "wystarcza" . Podczas intensywnej pracy na takiej partycji jeden rdzeń jest zarżnięty na 100% ale spoko wodza - mam ich jeszcze 3. I myślałem, że po odpaleniu Linuxa wymuszę w windowsowym menedżerze urządzeń 3 rdzenie dla gościa zostawiając 1 hostowi na obsługę I/O dla dysku.

Skoro wszystko jest przygotowane to pozostaje tylko odpalić Linuxa, bądź tą maszynę czy co tam Canonical wymyślił. No to szukam... i szukam ... i nie mogę znaleźć żadnego .exe odpalającego system.

*1 To nie był proces instalacji ale tylko kopiowania plików z obrazu i generowania instalatora, który odpalił się PO wybraniu opcji Ubuntu przy boocie systemów (po ponownej instalacji tym razem na HDD). Poza tym w czym tkwi problem żeby przewalić wszystko? Po co głowić się co wybrać podczas instalacji (pod Ubuntu) skoro mamy do czynienia z CD a nie DVD, więc wszystko co tam jest - jest potrzebne? Więc i tak wybierze się wszystko...

*2 Cofam "szacun" :P. Co to za problem zrobić swoje środowisko wirtualne? Nie kombajn, który byłby kompatybilny z czymkolwiek ale stworzony tylko pod ten konkretny produkt, tej konkretnej firmy (może nawet tego samego distro). Przecież nie wszyscy mają powolne kompy. Jak widać na przykładzie aktualizacji u Ralliarta, Microsoft potrafił zajrzeć do kalendarza, wyczytać z niego, że nadchodzi rok 2009 i zoptymalizować proces choćby "głupiej" aktualizacji pod kompy mające nawet 12 GB RAMu. Czyli jednak komputery "mogą" mieć tyle pod maską.

Na moim kompie ten Ubuntu by po prostu latał ... a tak dupa. Napaliłem się jak piec w zimie ... i to na jakiegoś Gnoma (a nie KDE). BigKoma - -uwierzysz?!?

Ubuntu wyleciał z dysiora i tak odzyskałem prawie 5 GB miejsca (wraz z image).

Werdykt: nie ma przełomu w Linuxie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na stronach

Gość
Ten temat jest zamknięty i nie można dodawać odpowiedzi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...