Skocz do zawartości

Długie historyjki i kawały


Ralliart

Recommended Posts

W USA odbyła się coroczna nominacja laureatów nagrody Stella Awards. Została ona utworzona na cześć 81-letniej staruszki Stelli Liebeck, która poparzyła się gorącą kawą z McDonalda. Stella zdjęła plastikową pokrywkę z kubka i umieściła go między nogami po czym ruszyła w podróż autem. Bar musiał zapłacić jej wysokie odszkodowanie.

Stella Awards premiuje charakterystyczne dla amerykańskiej mentalności tupet i hucpę (hucpa, określenie żydowskie, definiowane jest następująco: zabić rodziców i prosić sąd o łagodną karę ze względu na sieroctwo).

Na siódmym miejscu w gronie laureatów uplasowała się Kathleen Robertson z teksańskiego Austin. Sąd przyznał jej 8O tys. dol. odszkodowania, bo potknęła się o dziecko pałętające się po sklepie meblowym i złamała rękę. Dzieciak był jej produkcji.

Carl Truman, 19-latek z Los Angeles (miejsce szóste), oskarżył sąsiada, że przejechał mu hondą po ręce; sąd nakazał sąsiadowi zabulić 74 tys. plus koszty medyczne. Truman kradł właśnie dekle na koła i nie zauważył, że sąsiad jest w aucie i rusza.

Na swym przestępstwie wzbogacił się w aureoli amerykańskiego prawa także Terrence Dickson z Pensylwanii. Wychodził przez garaż z domu, do którego był łaskaw się włamać, i automatyczne drzwi nie chciały się otworzyć, a drzwi do domu pochopnie zatrzasnął. Pan Dickson spędził w garażu tydzień, odżywiając się przechowywaną tam coca-colą i chrupkami dla psów. Wytoczył proces okradzionym właścicielom z tytułu doznanych cierpień psychicznych. Sąd zaaprobował jego punkt widzenia i firma ubezpieczająca dom musiała zapłacić pół miliona.

Miejsce czwarte w poczcie nagrodzonych zajął Jerry Williams z Little Rock w Arkansas: pies sąsiada ukąsił go w tyłek. Sąd wycenił ból na 14500 dol. plus koszty leczenia. Pies był za ogrodzeniem, przez które Williams przelazł. Dostałby wyższe odszkodowanie, gdyby nie to, że sąd uznał, iż pies miał prawo się wnerwić, bo powód strzelał doń z wiatrówki.

Amber Carson z Lancaster w Pensylwanii - miejsce trzecie, Wychodząc z restauracji, pośliznęła się na rozlanym napoju i złamała kość ogonową. Knajpa musiała wypłacić jej 113500 dol. odszkodowania. Skąd się wziął płyn na podłodze? Tuż przed wypadkiem pani Amber chlusnęła nim w twarz swego przyjaciela, z którym się właśnie kłóciła.

Na drugim miejscu uplasowała się Kara Walton, mieszkanka Claymont w stanie Delaware. Oskarżyła klub nocny o stratę dwu siekaczy. By uniknąć opłaty za wstęp (3,5 dol.), Kara wspinała się przez okienko klozetowe i wybiła je, spadając. Właściciel klubu za karę musiał jej zapłacić 12 tys. plus koszty dentystyczne.

Na pierwszym miejscu mamy rodaczkę, panią Mery Grazinski z Oklahoma City. Niewiasta nabyła nowy autobus campingowy Winnebago. Podczas pierwszej podróży ustawiła prędkość na 120 km/godz., wstała zza kierownicy i udała się na tył pojazdu, by przyrządzić sobie kanapkę. Niestety, autostrada zdradziecko skręciła, pojazd zjechał, rozbił się i przekoziołkował. Oburzona pani Grazinski stwierdza w pozwie, że wytwórca nie ostrzegł w instrukcji obsługi, iż nie można oddalać się od kierownicy podczas jazdy. Sąd odniósł się do tego z pełnym zrozumieniem - Graziski dostała milion 750 tys. dol. I nowy autobus. Od tego czasu firma Winnebago uświadamia amerykańskich użytkowników, że podczas jazdy trzeba siedzieć za kierownicą.

10 przykazań informatyka

Jam jest pecet twój który wywiódł cię z sieci z domu bez neta.

  1. Nie będziesz miał pecetów cudzych przede mną.

  2. Nie będziesz brał nazwy peceta swego na daremne.

  3. Pamiętaj aby dzień święty spędzać przy komputerze.

  4. Czcij płytę główną i procka swego.

  5. Nie formatuj.

  6. Nie loguj się na innych pecetach.

  7. Nie hakuj.

  8. Nie pisz na forach ze masz dwurdzeniowego.

  9. Nie pożądaj oprogramowania bliźniego swego.

  10. Ani żadnego programu który jego jest.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na stronach

  • 3 weeks later...

Choć to stary temat to jednak porusza ciekawe sprawy.

10 przykazań informatyka? Proszę... :P .

Punkt 3 i 4 to podstawa. Od tego powinno w ogóle zacząć rozmowę :P.

Amerykanie to nie dziady węszące szmal lepiej niż Kasanova laseczki. Po prostu są kancelarie specjalizujące się w bezlitosnym tyraniu innych. Jak na pół kontynentu to i tak jest ich mało więc firmy powinny się cieszyć (szkoda tylko, że mają precedens - jak raz przesrają to polecą wnioski a za nimi ocean szmalu - ich szmalu).

Czasami żałuję, że u nas nie ma takich rozweselaczy. Gdyby taki wesoły pan kopsnął się swoim Ferrari czy Lambem po niektórych uliczkach i zerwał zawieszenie to miasto szybciuteńko znalazłoby szmal na remont WSZYSTKICH ulic, bo nagle po Bydgoszczy zaczęły by jeździć twarde i drogie fury. Jeździć i psuć się... Oczywiście jestem "za" takim rozwiązaniem tylko w przypadku gdy to urzędnicy ponoszą karę a nie budżet. Ciekawe czy w ogóle byśmy mieli wojewodów, prezydentów, radnych czy zarząd dróg? Skoro wiedzą, że nie ma szmalu (czyli nie podołają) to by się nie pchali do koryta bo by ich to kosztowało znacznie więcej. Chyba, że mieliby łeb na karku i by postawili miasto na nogi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na stronach

  • 1 month later...

Długie ale warto przeczytać do końca :P

Posiadam.

Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze schroniska, rasy małe kocie.

Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że jest małe, że chodzi to to bez przerwy za mną i trzeszczy - a to na ręce, a to żreć, a to trzeszczy dla samego trzeszczenia zupełnie jak jej pani. Generalnie pogłaskać mogę, kopnąć jakąś rzecz która leży na ziemi żeby kot za nią biegał też, niech chowa się zdrowo do czasu aż raz zapomnę zamknąć terrarium i zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem.

Ale do czasu. Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje się w celach służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie wyprowadzanie i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako, że to zawsze lekko olewam i robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem małżonki - nie nastręcza mi to wiele problemów.

Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj - niezamykania łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może spokojnie pomyśleć.

Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do łazienki za sobą, więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść i "myśleć". Ja jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej niż ten kot, sam dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, wypierdalać więc. I postawiłem na swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze mną. Jak nie ma małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć coby przypomnieć, że trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to ona ma już w biosie zaprogramowane- ja wychodzę i zamykam, ona idzie i otwiera, żeby kot mógł wejść - taka technologia po prostu.

Czasem kot skacze na klamkę ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa na niej bezradnie. Jednak jak moja żona będzie nadal go tak karmić - to w szybkim tempie będzie za każdym razem klamkę upierdalał - a wtedy wiadomo - wąż.

Dobrze więc - uporządkuję - żona - delegacja, ja praca - wracam, wchodzę do domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem - ja toaletka, okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni - więc spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer na parapecik i patrzymy razem przez okno. No cudnie. Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam wodę, a ten mały skurwiel jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu i do kibla. Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć. No ja pierdolę. Nie ni chuja to niemożliwe jest. Przecież nawet taki mały kot jest kurwa za duży - żeby przejść tym syfonem.

Ale słyszę tylko pizdut - oż kurwa no to nie mogło mi się zdawać- coś ciężkiego poszło w pion. Kurwa wszyscy święci w trójcy jedyny Boże, ukazali mi się przed oczami. Kot kurwa popłynął wprost w odmęty prawego dopływu królowej polskich rzek. Lecę kurwa na dół do piwnicy - choć może powinienem od razu do schroniska - zanim wróci moja żona - nie ma wafla, znajdę jakiegoś małego czarnego skurwiela z białą krawatką, nie było jej kilka dni może się nie połapie.

Ale chuj – najpierw do piwnicy - zbiegam po schodach, słucham coś drapie w rurze, pion kawałek płaskiej rury, miauczy- jest kurwa, żyje i nie poleciał do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie - to chuj przynajmniej będę miał jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn naturalnych albo tylko lekko nienaturalnych, bo przecież mi baba nie uwierzy za chuja trefla, że kot sam wpadł do kibla. Ale na razie drapie i żyje. Znalazłem taki wziernik gdzie można zaglądnąć do tej rury i wołam. Kici kici. Ni chuja, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten kurwa głąb zamiast przyjść do mnie to kurwa chce iść tam skąd przyszedł czyli do góry w pion. Ja go wołam a on do góry drapie. I udrapie, udrapie kilkanaście centymetrów i zjazd w dół.

No pojebało i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół godziny. Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem- i ni chuja - uparł się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby włożyć rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda - fight fire with fire - ogień zwalczaj ogniem. Zatkałem tą rurę przy wzierniku deszczułkami którymi używam na podpałkę do kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i z buta na górę do kibla - geberit i woda w dół - bombs gone. I bieg do piwnicy.

Po drodze słyszę jak się przewala po rurach- podziałało.

Wbiegam do piwnicy i kurwa koniec świata. Nie ma moich deszczułek- no może z jedna, cała prowizoryczna tama poszła w chuj i kota też nie słychać już.

Ja pierdolę. Kurwa gdzie ta rura teraz idzie - coś mi świtnęło, że kanalizacja w ulicy, dom od ulicy ze 30 metrów - może nie wszystko stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze. Biegnę na ulicę, jest studzienka - mam nadzieję, że to od mojego domu.

Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić. Powrót do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni cholery- najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl auto stoi na ulicy - mam pas do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas, wsteczny - poszło aż zakurzyło.

Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie.

Smród jak cholera ale złażę tam - ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda, że idzie od mojego domu. Latarka. Kurwa mam w aucie, chujowa ale może starczy.

Włażę po raz drugi - smród mnie już nie zabije - przywykłem po chwili. Zaglądam i jest oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici, kici, kici, a ten mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja pierdolę. Szlag mnie trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi a na dodatek ktoś mi zwali tą pokrywę na łeb i moje problemy się skończą jak nic. Nie chcesz po dobroci, to będzie po złości.

Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki tak by mi nie wpadł głębiej. Zużyłem wszystkie, taśmy samoprzylepne, plastry żeby nie wpadł do głównej nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury ale słyszę tylko miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś wpizdu. Jeszcze tylko trójkąt, żeby nikt się w tą otwartą studzienkę nie wpierdolił bo na ulicy ciemno.

Sąsiad kurwa - ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc a teraz chuj złamany stoi i się dopytuje.

Co mam mu kurwa powiedzieć? Że przepycham kotem kanalizację?

Idźżesz w chuj pacanie. Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł do domu i pozatykał sobie też wszystkie otwory bo na początku osiedla była awaria i wszystkie ścieki się wracają i wybijają w domach - a ten baran się przestraszył, poleciał i przed swoim domem siłuje się z pokrywą. Niech ma za swoje.

Wracając do kota - bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko gotowe - więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam wodę. Papierosik i czekam pod studzienką bo nuż mu się zmieni i wyjdzie dobrowolnie.

Kurwa drugi sąsiad przyszedł - po pięciu minutach następny odmyka wieko, teoria samospełniającej się przepowiedni działa- kurwa ludzie to są barany.

Idę do domu, obie wanny pełne, ognia - spuszczam wodę z wanien i dokładam dwa spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma chuja to go musi wygonić albo utopić.

Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy a tego skurwiela dalej nie wylało z kąpielą.

Kurwa mać - urwało się wszystko w pizdu i popłynęło, bo ileż to utrzyma tej wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki - w chuj - jak się to gdzieś przytka to będę miał przejebane.

Znowu do domu po drugi pogrzebacz bo trzeba zamknąć ten pierdolony dekiel.

Wchodzę - a ten skurwiel kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja pierdolę! Jak on kurwa wyszedł - którędy? Ano kurwa wziernikiem w piwnicy - zostawiłem otwarty. Ja kurwa stoję i marznę a ten gnój tarza się w mojej pościeli. Zajebie. Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości włazi na mnie. Kurwa mać. Przynajmniej kuleje.

Straty - zajebane łazienki, w obu przelała się woda z wanien, zajebana piwnica - bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na piwnicę. Pościel w sypialni do wyjebania, brezent z reklamą firmy - poszedł w chuj, latarka- w chuj, pogrzebacz w chuj.

Afera na ulicy jak chuj.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na stronach

Kiedy mężczyźnie zależy na tym, aby odbyć jak największą liczbę stosunków z kobietami, a w dodatku mężczyzna ten jest stary i brzydki jak zmoknięty pies, nie ma na tym świecie siły, która by go powstrzymała. Dla chcącego, jak powiadają, nic trudnego.

Pan Hsu Shianming z Tajwanu wpadł na genialnie prosty pomysł, który jego monotonne jak pustynia o zmierzchu życie erotyczne miał zamienić w rajską wyspę rozkoszy. Nasz bohater, co jest istotne dla tej historii, nie miał zbyt wielu okazji do sypiania z kobietami, ponieważ wyglądał jak pokraka i był już wieku nieco zaawansowanym – miał 54 lata. Ciągle jednak miał nieprzepartą ochotę na seks i musiał te swoje ciągoty jakoś realizować.

Zaczął od tego, że założył swój profil na jednym z randkowych serwisów. Oczywiście nie wkleił tam swojego zdjęcia, tylko fotografię jakiegoś opalonego trzydziestolatka, którą podpisał imieniem Angor. Kobiety, jak to kobiety - zaczęły zgłaszać się tłumnie i ochoczo. Pojawiło się ich około setki. Pan Hsu zaczął się z nimi umawiać. Nie mógł jednak pokazać się tym istotom we własnej pokracznej postaci, wymyślił więc rzecz następującą – podawał się za ojca tego przystojniaka, którym był w internetowym serwisie. Najpierw jednak dzwonił do zainteresowanych dziewczyn i pytał je, czy nie mogłyby się przespać z jego chorym na raka prostaty tatą, dla którego jedynym ratunkiem jest intensywny i często uprawiany seks. Spośród setki dziewczyn, aż dwadzieścia przyjęło propozycję, a pan Hsu uprzyjemniał im hotelowe wieczory, obnażając swoje chude i kostropate ciało.

Okazało się w dodatku, że niektóre panie gotowe są do jeszcze większych poświęceń niż tylko darmowe rozkładanie nóg. Jedna z nich postanowiła uratować życie „taty” swojego nowego chłopaka i podarować mu sporą sumę pieniędzy na operację. Ile? Niewiele, zaledwie 3,8 miliona euro. Gdyby pan Hsu poprzestał na seksie, może jakoś by się to jego oszustwo rozeszło po kościach, ale prawie cztery bańki podarowane przez tkliwą kochankę to nie w kij dmuchał. Kiedy pan Hsu zniknął z pieniędzmi rozgoryczona altruistka postanowiła poskarżyć się policji. Tajwańska policja zaś niezwykle poważnie traktuje swoje obowiązki i dość szybko ujęła pana Hsu, który zdążył już pozbyć się części gotówki wydając te pieniądze na wino, kobiety i śpiew, co się rozumie samo przez się i nie wymaga dodatkowych wyjaśnień. Póki co, tajwański sąd jeszcze nie zdecydował, ile czasu pan Hsu spędzi za kratami, ale z pewnością nie pozwoli mu ów sąd na widzenia z kobietami pod celą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na stronach

  • 2 weeks later...

- Joanna pracuje w biurze. Jej komputer ma samodzielny system. Co to znaczy, że komputer ma samodzielny system?

- To znaczy, że nie jest w zestawie z krzesłem.

+30°C Polacy śpią bez żadnego nakrycia. Amerykanie zakładają swetry. Mieszkańcy Miami włączają ogrzewanie.

+10°C Mieszkancy domow komunalnych w Helsinkach zamykaja okna. Lapończycy (nie mylic z Japonczykami!) sadzą kwiatki w oknach.

+5°C Lapończycy opalają się na balkonie, jeżeli słonce jest jeszcze nad horyzontem...

+2°C Włoskie samochody nie zapalają.

0°C Woda zamarza.

-1°C Oddech staje się widoczny. Czas zaplanować urlop nad morzem śródziemnym. Lapończycy jedzą lody popijajac zimnym piwem.

-4°C Kot wchodzi pod kołdrę.

-10°C Czas zaplanować urlop w Afryce.. Lapończycy idą popływać.

-12°C Zbyt zimno na śnieg.

-15°C Amerykańskie auta nie zapalają.

-18°C Wlaściciele domów w Helsinkach włączają ogrzewanie.

-20°C Oddech staje się słyszalny.

-22°C Francuskie auta nie zapalają. Za zimno na jazdę na łyżwach.

-23°C Politycy zaczynają współczuć bezdomnym.

-24°C Niemieckie auta nie zapalają.

-26°C Z oddechu uzyskuje się materiał na budowę iglo...

-29°C Kot wchodzi pod pidżamę.

-30°C Japońskie auta nie zapalają. Lapończyk klnie, kopie w koło swojej Toyoty i zapala Ładę.

-31°C Za zimno na pocalunki - usta przymarzają do siebie. Lapońska druzyna narodowa zaczyna przygotowania do sezonu wiosennego.

-35°C Czas zaplanować dwutygodniową kapiel w gorących źródłach. Lapończycy odśnieżają dachy.

-39°C Rtęć zamarza. Za zimno by myśleć. Lapończycy zapinają ostatni guzik w koszuli.

-40°C Niemiec bierze samochod pod kołdrę. Lapończycy ubierają swetry.

-45°C Lapończycy zamykają okienko w wychodku.

-50°C Lwy morskie opuszczaja Grenlandie. Lapończycy zamieniają rękawiczki z pięcioma palcami na jednopalcowe.

-70°C Niedzwiedzie polarne opuszczają biegun. Na uniwersytecie w Rovaniemi organizuje się bieg długodystansowy.

-75°C Św. Mikołaj opuszcza krąg polarny. Lapończycy opuszczają nauszniki z czapek na uszy.

-250°C Alkohol zamarza. Lapończycy są wkurzeni.

-268°C Hel staje się plynny.

-270°C Piekło zamarza.

-273,15°C Zero absolutne. Brak ruchu cząstek elementarnych... Lapończycy przyznają: "Tak,jest nieco chłodno, rozłupmy se flaszeczkę na rozgrzanie..."

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na stronach

  • 3 weeks later...

-22°C Francuskie auta nie zapalają.

Żebyś wiedział :D.

Mieszkanka Pekinu wypadła z balkonu znajdującego się na 18. piętrze budynku i cudem przeżyła. Uratowała ją zaspa śnieżna – podało Chińskie Radio Międzynarodowe CRI.

Kobieta wieszała na balkonie pranie, kiedy naglę się poślizgnęła i wypadła, spadając 60 metrów w krzewy pokryte grubą warstwą śniegu.

Kobietę znalazł sąsiad, który wyszedł na spacer z psem. Natychmiast wezwał pogotowie i ranna trafiła do szpitala.

Lekarze stwierdzili kilka pęknięć kręgosłupa, ale mówią, że poszkodowana dochodzi już do siebie. Są przekonani, że kobietę ocaliły krzewy, śnieg i puchowa kurtka.

Co w tym śmiesznego?

Oto wypowiedź jednego z czytelników:

I znowu niepotrzebna kropka przy liczebniku porządkowym.

Niedawno profesor Miodek o tym mówił, kropkę stawiamy tylko w przypadku, gdy są wątpliwości jak czytać liczebnik, np. "1 miesiąc" (jeden miesiąc) albo "1. miesiąc" (pierwszy miesiąc). Wyrażenie "z osiemnastego piętra" powinniśmy pisać "z 18 piętra", inaczej jest to nadużycie, tzw. "masło maślane".

Nie ma to jak skupić się na dramacie innej osoby :D.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na stronach

Nie dalej jak miesiąc temu, mój dobry znajomy przyszedł do mnie do domu z kratą piwa. Myślę sobie- wszystko spoko, nie z takimi ilościami sobie radziliśmy we dwójkę, ale wypadałoby się jutro pokazać w robocie. Praca w biurze, w sumie godziny pracy są luźne (otwierają budynek o 5:30, zamykają równo o 20, w tym czasie trzeba przyjść i przerobić 8h) ale było już trochę późno bo koło 23, więc nikła była szansa, że zdążę wytrzeźwieć do jutra. A szef ostatnio coraz bardziej się wkurwia jak ktoś przyłazi nawalony. Zdziwiłem się, jak mi powiedział, że jest cała dla mnie jeśli tylko mu w czymś pomogę. Pytam o co biega, a ten mi zaczyna nawijać o moim starym aucie (Fiacik Cinko-Cinko) i czy jestem w stanie otworzyć go bez kluczyków. Skurwiel oczywiście wiedział, że potrafię, jego synek parę lat temu wrzucił do zamkniętego auta przez uchylone okno kluczyki. Wszyscy śmiali się w trzy dupy, a biedny wujo musiał zapierdalać do pracy 2 dni na nogach zanim udało mi się dostać do środka, oczywiście przy okazji coś w drzwiach zjebałem, do dziś zachodzę w głowę co to mogło być bo po wyjęciu drzwi, odkręceniu całego tego tałatajstwa- rączek, klamek, obudowy i wajchy od szyby okazało się, że nagle się naprawiły. No ale nie o tym miałem pisać. Pytam się go niby żartem, a co to auta się chce komuś włamać? Zdziwiłem się, bo kumpel mówi, że tak. Wypytuje dalej- po co, komu, dlaczego... No i dowiaduję się, że prowadzi wojnę z sąsiadem. Znajomy mieszka w bloku, jeździ starym Volvo, stawia go zawsze tak, żeby go było widać z jego mieszkania (chociaż nie wiem kto by się połasił na tego starego trupa). Pewnego pięknego dnia, stoi sobie na balkonie, pali sobie spokojnie papieroska a tu podjeżdża jego sąsiad, zaparkował zaraz obok jego grata, wysiadł i napluł na przednią szybę Volvo. Mój znajomy wydupia szybko papierosa, zakłada buty i napierdziela do windy. Zjechał na parter i sru pędzi na parking - sąsiada już nie ma, pewnie się rozminęli jak jechał windą, podszedł dla pewności do swojego auta żeby sprawdzić czy dobrze przyuważył, że pacan opluł mu auto. I jest - śliny tyle jakby z wiadra wylał. No to co, zapierdala z powrotem do bloku, podjechał windą i dzwoni do gościa. Po chwili drzwi się otwierają. Znajomy się pyta dla pewności czy to on jeździ czerwonym Fiatem CC o numerach takich a takich, koleś zdziwiony lekko ale potwierdza. Kolejne pytanie - po co pan napluł mi na auto? Gość robi dziwną minę, udaje, że nie wie o co chodzi - "o czym pan mówi? " Kumpel mówi, że za 30minut jedzie zmienić zonę w robocie (prowadzą coś w stylu baro-restauracjo-fastfooda, można tam kupić wszystko, nie zdziwiłbym się, jakby trzymali uran na zapleczu) i że jak zejdzie a ślina zniknie to zapomni o wszystkim. Oczywiście stary grzyb nie polazł mu tego wytrzeć, a ślina wiadomo - nóg nie ma, więc znajomy zastał ją na szybie. Wkurwił się, a że jego sąsiad z leksza brudne auto miał to mu narysował na masce fiuta i właśnie taki też podpis pod nim umieścił. Pojechał do roboty, auto zostawił żonie, żeby sobie wróciła (on zawsze wracał razem z kucharzem który mieszkał na tym samym osiedlu). W robocie jak to w robocie, jakoś mu zleciało. Przyjechał do domu, zjadł kolacyjkę, telewizor sobie załączył i poszedł do kuchni po browar. Po otwarciu lodówki przeżył prawdziwą traumę bo zostało mu 1 piwo tylko a film który miał zamiar obejrzeć był dość długi. No to co robić- ubrał się, wziął dokumenty, pieniążki i gna do auta żeby zdążyć zanim film się zacznie. Wkłada kluczyk, otwiera drzwi, ciągnie za klamkę a ona cała z czegoś upierdolona! obejrzał inne - też czymś uwalone. Powycierał to ładnie. Zamknął drzwi bo na film mu się już nie chciało patrzeć i idzie tam gdzie wcześniej stało auto sąsiada. Cinko-Cinko powycierane, błyszczy się jak psu jajca. No to wiadomo już, kto stoi za upierdoleniem klamek. Jak wojna to wojna! Pojechał swoim autem do swojego baro-restauracjo-blablabla, otworzył i zaczął grzebać w koszach, uwalił się cały od stóp po czubek nosa ale uzbierał 2 wiadra odpadków. Wrócił pod blok i CHLAST! po Fiaciku. Następnego dnia miał pozaklejane gazetami wszystkie szyby w aucie, tak, że musiał to zeskrobywać, oczywiście odwdzięczył się i zatkał mu tłumik używając pianki montażowej do okien. W odpowiedzi sąsiad skołował pierdalny łańcuch, do tego kłódkę dobrej marki i za jego pomocą połączył tylni most z latarnią. Znajomy musiał zapierdzielać przez pół miasta do szwagra, żeby mu kątówkę pożyczył. Po drodze wpadł na genialny pomysł. I do tego potrzebny byłem ja. Miałem mu otworzyć drzwi. Na początku się wykręcałem, że to niebezpieczne, że na policji możemy wylądować, że poprzednim razem męczyłem długo z tymi drzwiami zanim je otworzyłem, ale w końcu odezwała się we mnie to bardziej pierdzielnięte "ja", które towarzyszyło mi zawsze gdy byłem jeszcze nastolatkiem i kiedy robiliśmy te wszystkie głupie rzeczy (zalepienie śniegiem drzwi od klatki, chrzest jajeczny nowej linii autobusowej w mieście, zostawienie pod bankomatem starego banknotu 100zł wysmarowanego gównem itp). Umówiliśmy się na 2 w nocy pod jego blokiem, pokręciliśmy się trochę tu trochę tam, potem ja zabrałem się do roboty. Zdziwiło mnie, bo kumpel cały czas coś wpierdalał, miał cała reklamówkę bułek, trochę kiełbachy, serek i coś tam jeszcze. W końcu udało mi się otworzyć drzwi, tym razem nawet dość szybko (hmm.. może ja zły fach wybrałem i powinienem zostać złodziejem jednak...). Zadowolony z siebie czekam co zrobi kumpel. A ten mi mówi, że idziemy stąd. Myślę sobie, co jest kurwa? No ale dobra, jak idziemy to idziemy. Siedliśmy sobie na ławce, jakieś 100metrów dalej. Pytam się, o co biega a on mi co chwila "Zobaczysz, zobaczysz", zjadł bułki, serek, kiełbachę, dał mi do potrzymania jakąś kartkę, siedzieliśmy na ławce jeszcze przez około 1,5h po czym mój towarzysz wyciągnął zza pazuchy butelkę i wypił zawartość. Wtedy coś mi już zaczęło świtać... Nie minęło 20minut jak pognał biegiem do Fiacika, otworzył drzwi, ściągnął spodnie, wlazł do środka i nasrał na siedzenie pasażera. Ja pierdole, już wyobrażam sobie co by było jakby nas ktoś wtedy przyuważył. Prawie 30letni faceci włamują się do auta gościowi, jeden wpierdala całą reklamówe żarcia, tylko po to żeby to wysrać, a gość któremu to robi, doskonale będzie wiedział, że to on. Srał chyba przez 5 minut. Ja już byłem trochę zestrachany, no ale w końcu mówi, że już skończył. Ale siedzi w tym aucie dalej i gapi sie na mnie. Kurwa co jest- mówię- trzeba spierdalać! A ten mi mówi prawie przez łzy "Chłopie kurwa, co ja zrobiłem, co ja zrobiłem! ", Patrze tak na niego i nie rozumiem, co to nagle jakieś wyrzuty sumienia go wzięły. A on dalej swoje "ja pierdole, ale głupi jestem". Mówie mu, żeby wyłaził już, a jak stwierdził, że jednak przesadził to może tu zostać i pucować auto temu gościowi do rana ale niech na mnie nie liczy bo do domu chce jechać. On się uśmiecha i mówi "kurwa, stary nie o to chodzi.... nie wziąłem srajtaśmy". No to ładnie kurwa, w pobliżu nie ma nawet jednego liścia którym można się podetrzeć, śmieci też nie widzę, chusteczek też nikt nie ma. Dobra, lece szybko do niego na górę. Wbiegam po schodach bo winda gdzieś wysoko stała, a powolna jak żółw jest. Po chwili stoję pod drzwiami i dzwonie. Otwiera zaspana Monika i patrzy na mnie ze zdziwieniem. Mówie szybko zanim zacznie zadawać pytania - daj mi szybko srajtaśmę. "Co?? "-no papier toaletowy, szybko "Wy wiecie która jest godzina, na co wam ten jebany papier?". Kurwa mać, zaczęło się! - No wiesz... (kurwa co jej powiedzieć) ... siedzieliśmy u mnie w aucie i piliśmy wódkę, no i zarzygałem sobie siedzenia, do jutra będzie strasznie śmierdzieć więc muszę to powycierać teraz, Adam jest u mnie w aucie, też się urżnął i nie chciał przychodzić...(kurwa teraz wielka chwila, uwierzy czy nie). Spodziewałem się każdej możliwej odpowiedzi, ale ta którą usłyszałem prawie mnie zabiła "A nie zesrał się przypadkiem? (kurwa w tym miejscu zacząłem płakać) Nie wiem co wy kręcicie, ale widzę, że jesteś trzeźwy, wódki nie pijecie nigdy, a już na pewno nie przyjechałbyś tu autem jakbyście mieli zamiar wypić. Masz tu ten papier i znikaj bo chce sie wyspać", IHA- misja wykonana, teraz szybko trzeba na dół. Oczywiście prawa Murphy-ego dały o sobie znać i kiedy miałem zamiar dzwonić po windę okazało się, że obie są już na dole. Kurde nieciekawie - znaczy, że ktoś wychodził i to co najmniej 2 osoby, mam nadzieje, że nikt na parkingu kumpla nie przyuważył. No nic, lece po schodach. Dolatuje na parking, jest spoko, nikt podobno nie przechodził. Znajomy sie podciera, zostawia kartkę (dopiero teraz dojrzałem, że pisze na niej SZACH MAT) i wychodzi z auta. Oddalamy się kawałek, w moim mózgu pojawia się obraz "Mission passed - Krata browarów" z GTA 3 w które namiętnie graliśmy w robocie jak nie było co robić, albo po godzinach. Jest 5godzina, chce jechać do domu, ale kumpel upiera się, że musimy zobaczyć mine gościa. No dobra, mówie, gość mnie nie zna, więc przeparkuje swoje auto obok, i będę w nim siedział a Ty się gdzieś schowaj. Przeparkowałem. Czekaliśmy do 6:30 ale jedyną osoba która widzieliśmy to była Monika. Dobrze, że ona nas nie dojrzała. W końcu przed 7 zrezygnowaliśmy, coraz więcej ludzi zaczeło się tam kręcić. Przeparkowałem auto jeszcze raz, byle z dala od tego zasranego CC. Postanowiłem się przespać u kumpla- byłem śpiący a miałem 30minut jazdy autem do domu, nie chciałem ryzykować, że usne za kierownicą. W drzwiach mineliśmy jeszcze jego synka który wybierał się do szkoły. Padłem na wyro i śpię. Koło 14 pobudka "stary, kurwa, sąsiad stoi pod drzwiami, mam mu otworzyć? ". Hmmm spotkanie z sąsiadem mogło źle się skończyć, już miałem przed oczami tą bójkę, ale doradziłem, żeby otworzyć. Kumpel otworzył i słyszę jak sąsiad się ładnie wita i mówi coś w tym stylu: "Panie Adamie, wiem, że źle zrobiłem jak wtedy panu naplułem na to auto, ale myślałem, że to kogoś innego wtedy, przepraszam, że się wtedy nie przyznałem i nie powycierałem, za te następne głupie żarty też. Myślę, że trzeba skończyć już te wygłupy, a to na zgodę (pół litra rumu)" a kumpel odpowiada "no, ma pan rację, niech mi pan powie tylko- czy był pan dziś w swoim aucie?" - "We fiaciku? Nieee, wczoraj go sprzedałem, ale stoi chyba jeszcze na parkingu bo benzyny w nim brakło i gość nie miał jak nim odjechać, a ja kupiłem sobie nowe...."

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na stronach

  • 3 weeks later...

<Concept> AAAAA!!!! Kuuuurwa! Co za wstyd!!!

<Virus> Co sie stało?

<Concept> Mówiłem Ci o tej koleżance mojej siory, co teraz w Hiszpanii jest?

<Virus> Noo, całkiem niezła dupeczka, a czemu pytasz?

<Concept> Stary.. Siostra gadała sobie z nią na Skype... I mama woła sis, żeby poszła do sklepu. No to skype zminimalizowała, ale kamerka była włączona

<Virus> Noo...

<Concept> No to ja zadowolony, że komp w końcu wolny włączyłem sobie redtube'a i postanowiłem się "rozładować" po stresującym dniu ;p

<Virus> Eee...

<Concept> Wyobraź sobie moją minę, gdy po środku "zabawy" słyszę zdławiony brecht w głośnikach ;/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na stronach

  • 3 months later...

- Co to znaczy że pas się nie zapina? Masz samochód? No i pasy się nie zawsze zapinają! No to prom kosmiczny to taki trochę większy samochód...

* * *

-Ups....

-Co to znaczy „ups”?? Jak coś zepsujecie, to wam potrącę z pensji za cały Atlantis!

* * *

-Houston, widoczność znakomita, z tyłu zostawiliśmy Kalifornię, przed nami widać Nowy Jork, jesteśmy chyba gdzieś nad Indianą...

- Zwłaszcza że właśnie lecicie nad Australią...

* * *

- Zawsze chciałem latać jako pilot na jakiejś krótkiej, stałej trasie...

- No i latasz! Start Cap Canaveral – lądowanie Cap Canaveral, już chyba krótszej nie znajdziesz...

* * *

- George, zgłoś się, dzwoni żona.

- Houston, powiedzcie jej że wyszedł na spacer z psem...

* * *

- Columbia, jaka wysokosc?

- Houston, jestem 167.000.000,00

- Zamknij tą webpage, idioto, to ostatnia wygrana w Multi Lotto...

* * *

- Houston, czy Bill Clinton jest nadal prezydentem?

- Discovery, nie rozumiem... o co chodzi... powtórzcie pytanie...

- Houston, może w końcu dacie nam zezwolenie na lądowanie?

* * *

- No to gdzie jest w końcu Mur Chiński? Aha, te kreski tam w dole. No nareszcie jak ktoś mnie spyta czy zwiedzałem, będę mógł odpowiedzieć: Jasne, widziałem całe 5.000 mil!

* * *

- Houston, przygotowania do lądowania zakończone

- Zrozumiałem, Discovery. Materiały łatwopalne zabezpieczone?

- Wszystko OK, Houston. Cały spirytus wypili Rosjanie...

* * *

- Houston, przystępujemy do naprawy paneli.

- Zrozumiałem, Discovery. Ale jak mi który jeszcze raz narysuje na satelicie gołą babę, to będzie leciał drugi raz ze ścierką w jednej i Mr. Proper w drugiej ręce...

* * *

- Houston, podchodzimy do lądowania

- Endeavour, pamiętaj: to duże niebieskie to Ocean Atlantycki, celuj w to małe szare - to Floryda. I lepiej w nią traf, bo dzisiaj cholernie zimna woda...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na stronach

W poprzednim tygodniu kładliśmy się wieczorem z dziewczyną do łóżka.

Cóż, atmosfera zaczęła się już robić gorąca, a ona mówi nagle: „Nie mam na to ochoty, chcę tylko, żebyś mnie potrzymał za rękę”.

- CO TAKIEGO? Co to ma oznaczać? – spytałem.

W tym momencie padły słowa, których usłyszeć boi się każdy facet na tej planecie…

„Nie zaspokajasz moich kobiecych potrzeb emocjonalnych na tyle, abym mogła zadowalać twoje męskie potrzeby fizyczne”.

Widząc moją kompletnie zaskoczoną minę, dodała: „Nie możesz mnie po prostu kochać za to, jaka jestem, a nie za to, co robię dla ciebie w sypialni?”

Zdając sobie sprawę, że nic się już tej nocy nie przydarzy, poszedłem spać.

Następnego dnia postanowiłem spędzić z nią więcej czasu i zwolniłem się z pracy. Wyszliśmy razem na lunch i skierowaliśmy się później w stronę naprawdę wielkiego domu towarowego. Cały czas kręciłem się wokół niej, podczas gdy ona przymierzała najróżniejsze bardzo drogie wdzianka. Nie mogła się zdecydować, które wybrać, powiedziałem więc, że kupimy je wszystkie. Chciała też do kompletu nowe buty, więc zaproponowałem, że do każdego weźmiemy po jednej parze.

Później poszliśmy do jubilera, gdzie wybrała sobie kolczyki z diamentami. Mówię wam… była taka podekscytowana. Na pewno pomyślała, że jestem o włos od spłukania.

Z całej tej ekscytacji była bliska seksualnego uniesienia. Uśmiechnięta od ucha do ucha rzekła w końcu: „To chyba wszystko, kochanie, chodźmy do kasy”.

Ledwo mogłem się opanować, kiedy wypaliłem: „Nie, kochanie, nie mam na to ochoty”.

Zbladła natychmiast i z opuszczoną szczęką wydusiła z siebie tylko zdziwione: „CO TAKIEGO?”

I wtedy powiedziałem: „Skarbie! Chciałem tylko, żebyś to wszystko mogła przez chwilę POTRZYMAĆ w ręce. Nie zaspokajasz moich męskich potrzeb fizycznych na tyle, abym miał zadowalać twoją kobiecą potrzebę zakupów.”

I kiedy patrzyła na mnie tym swoim wzrokiem, jakby chciała mnie zabić, dodałem: „Dlaczego nie możesz mnie po prostu kochać za to, jaki jestem, a nie za rzeczy, które ci kupuję?”

Dzisiejszej nocy z seksem też się mogę pożegnać… ale przynajmniej ta menda wie, że jestem od niej sprytniejszy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na stronach

  • 4 months later...

Na lekcji biologi Jasiu się zgłasza.

Pani pyta:

-O co chodzi Jasiu?

-Proszę panią kolega się zjebał.

-Jasiu jak ty mówisz. Mogłeś powiedzieć że kolega puścił baka. Zapamiętaj to sobie.

Po kilku minutach Jasiu po raz kolejny się zgłasza.

- Jasiu co znów się stało?

- Proszę Panią ten kolega co przedtem puścił bąka ,znów się zjebał.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na stronach

Gość
Ten temat jest zamknięty i nie można dodawać odpowiedzi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...